Właściciele barów z zadowoleniem patrzą, na coraz większe zainteresowanie sportem w naszym kraju. Nie trudno się im dziwić. Rosnąca rzesza kibiców coraz częściej nie mieści się już na obiektach sportowych, lub zwyczajnie mieszka zbyt daleko, by obejrzeć mecz, czy inne zawody na żywo. Kibice przeważnie rezygnują wtedy z zacisza domowego i wybierają się do barów, by wspólnie z innymi oddać się sportowym emocjom.
Wszyscy mamy jeszcze w pamięci obrazki z EURO 2012. Mimo nowoczesnych i bardzo pojemnych, jak na potrzeby rodzimego futbolu stadionów, rzesze kibiców spędzały czas w strefach kibica. Ogromne wrażenie robił zwłaszcza warszawski Plac Defilad, szczelnie wypełniony dziesiątkami tysięcy fanów, przystrojonych w biało-czerwone barwy fanów.
EURO 2012 – czas żniw
Podobne obrazki można było zobaczyć w każdym z czterech miast goszczących najważniejszy turniej piłkarski w Europie. Wrocław przeżył najazd Czechów i Rosjan, do Gdańska zjechała armia niemieckich kibiców, a w Poznaniu niesamowite wrażenie zrobili fani z Irlandii, którzy dopingowali swoją drużynę nawet, gdy ta grała katastrofalnie.
To również Irlandczycy byli najczęstszymi w bywalcami barów, przynajmniej jeśli chodzi o tą część turnieju, która odbywała się w Polsce. Na Ukrainie prym wiedli Anglicy i naprawdę trudno się dziwić, ponieważ to na wyspach właśnie narodził się ten zwyczaj, dla Anglików i Irlandczyków będący równie naturalnym, jak oddychanie. Wyprawa do baru, tam mecz, spotkanie ze znajomymi, a wszystko podlane zimnym piwem.
EURO było zatem świętem piłki nożnej, ale też czasem żniw dla właścicieli barów, pubów i wszystkich tych knajp, które zdecydowały się na stworzenie strefy kibica. Większość z nich mogła liczyć na tłumy, aż do ostatniego gwizdka finałowego spotkania, w którym Hiszpania gładko ograła Włochów. Koniec turnieju nie oznaczał jednak rezygnacji z kury znoszącej złote jajka. Bary przystosowane na przyjęcie tłumów podczas mistrzostw Europy, rozpoczęły walkę o rodzimego klienta, który w czasie turnieju podpatrywał zagranicznych gości i uczył się.
Piłka nożna, Siatkówka, Szczypiorniak – wszystko czego potrzebuje kibic
Z pomocą właścicielom barów przyszły telewizje. Dziś wszystkie najważniejsze wydarzenia i najpopularniejsze dyscypliny można obejrzeć na jednym z wielu kanałów sportowych. Nie brakuje transmisji z piłkarskiej Ekstraklasy, Ligi Mistrzów, oraz najlepszych lig europejskich. Podobnie ma się sprawa w przypadku siatkówki, czy piłki ręcznej. Krótko mówiąc, właściciele barów mogą zaoferować swoim klientom wszytko co najlepsze w sporcie.
Kibice coraz częściej decydują się na oglądanie meczów w barach nie tylko dlatego, że mogą obejrzeć dowolne spotkanie w każdy dzień tygodnia, ale także dlatego że mogą to zrobić w odpowiednim towarzystwie (atmosfera, emocje) i przy zimnym piwku, co wciąż na stadionach, a zwłaszcza halach sportowych nie jest regułą. Skrzętnie korzystają z tego właściciele barów, a ponieważ są przedsiębiorcami, starają się wycisnąć z interesu jak najwięcej.
Licencja na odtwarzanie publiczne
Dlatego tez oszczędzają gdzie się da, najczęściej na telewizji. Dążąc do maksymalnego obniżenia kosztów, korzystają zazwyczaj ze zwykłej licencji, którą wykupić może każdy z nas. Niestety korzystając z indywidualnej licencji, telewizję odtwarzać możemy tylko w domu, do użytku prywatnego. Z tej przyczyny jest ona znacznie tańsza, a przez to również cieszy się dużym powodzeniem. Niestety może oznaczać spore kłopoty w przypadku nalotu, z karą pozbawienia wolności włącznie.
Jeśli właściciel baru chce legalnie puścić mecz, czy to piłkarski, czy siatkarski musi wykupić licencję na odtwarzanie publiczne. Jest to sprawa kłopotliwa, bo taka licencja jest znacznie droższa, niż ta przeznaczona do użytku osobistego. Może się jednak okazać, że bez niej widok na samonapędzający się interes, istną kurę znoszącą złote jajka, zmienić się może w widok… zza kratek.